W dżdżystą środę 18 listopada w świętującym imieniny Izabeli Branickiej Muzeum Wnętrz Pałacowych aż dwadzieścioro mieszkanek i mieszkańców gminy Choroszcz zmierzyło się z dyktandem “Widoki” przygotowanym przez niżej podpisanego. Poziom był bardzo wysoki, a wyniki wyrównane. Organizator konkursu ortograficznego – Miejsko-Gminne Centrum Kultury i Sportu – zadbał o odpowiednią pulę nagród książkowych, które już w najbliższą sobotę (21.11.2015) o 19:45 trafią w ręce szczęśliwych zwycięzców. Rozdanie nagród odbędzie się w sali galeryjnej Miejsko-Gminne Centrum Kultury i Sportu w Choroszczy przy ul. H. Sienkiewicza 29. Zapraszamy
Wśród uczestników do lat 18:
I miejsce zajęła Klara Kardasz
II miejsce – Angelika Poskrobko
III miejsce – Wojciech Sidorowicz
Wśród dorosłych:
I miejsce – ex aequo Anna Sidorowicz i Urszula Gogol
II – ex aequo Izabela Jeniec-Kardasz i Krzysztof Kołodko
III – Katarzyna Hałaburda
Redakcyjnie serdecznie gratulujemy wszystkim uczestnikom, a szczególnie gronu, które napisało dyktando najlepiej i zapraszamy do udziału w przyszłorocznej, już szóstej edycji.
Wojciech Cymbalisty, fot. Mateusz Jacewicz
Dyktando “Widoki”
Łykając haustami coca-colę/koka-kolę, młodożeniec Gaudenty z Chełmży, czekał w kombi/combi z dieslowskim silnikiem opodal chojaka i jarzębu z gżegżółkami na autsajdera/outsidera pół-Polaka pół-Khmera z Kambodży i chorążego Chryzostoma zwanego tudzież Don Kiszotem/Don Kichotem, aby wespół podążyć na mecz z chwatem Ambrożym badaczem quasi-cząstek/kwazicząstek w stróżówce przed pałacykiem chargé d’affaires. Rozmarzył się chytrus o brydżu, acz kworum/quorum wciąż nie było.
Naonczas dorożka samowtór z dżokejem przejeżdżała skrzyżowanie, niwecząc chybotliwy nadbużański landszaft/lanszaft lesisto-górzysty z mżawką, więc w tonie imażynizmu.
Nieboskłon przemierzyła z hukiem eurorakieta wypstrzona w fiu bździu, a bieżące z otwartych na roścież/rozcież wrót foyer jarzącego się beżowym światłem harcerki żuły gumę donald.
Nie jeden, a dwóch aktorów przed ermitażem pełniło rolę ozdóbek burżuazyjnych. Pierwszy w półkożuszku z piżmaka pozorował, że je jarzyny i pieróg w lekkociężkim acz dowarzonym sosie quasi-jeżynowym.
Drugi w stroju niby-doży jak różdżkarz krążył niby-kraulem/crawlem z gadżetem/gadgetem wodę wskazującym po raz osiemset dziewięćdziesiąty siódmy na brzeżek krawężnika, skąd wołał, niczym miażdżycą dotknięty, cztery hasła: „grzmijcież o masaż dla masarza”, „postrzyżyny podharcmistrzowi po przebieżce”, „mereżka na stół garmażeryjny” oraz „grążel dla ludożercy miast menedżera/menadżera/managera”.